Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 096.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

z sobą, ażeby wedle rozkazu przeora całą tę osadę klasztorną obejrzeć mogli.
Wszyscy których tu spotykali, nawet do najcięższych posług użyci, mieli na sobie suknie zakonne, wszyscy téż mieli te twarze jasne i uśmiechami ożywione, które tak Jaksów dziwiły. Mijając nie mówili nic, gdyż milczenie panowało w ogóle w klasztorze całym, zdumiewające dla przybyszów, ale wejrzenia i oblicza zdawały się witać przyjaźnie.
Kleryk Odon, jak mógł i umiał tłumaczył Jaksom to, co im okazywał. Naprzód wprowadził ich do kościółka, który choć mały był naówczas, choć skromny, dosyć jednak ozdobnie wyglądał, dzięki szczodrobliwości króla i kunsztowi samych ojców. Tu pomodliwszy się przed wielkim ołtarzem, za którym był chór zakonny, i rzuciwszy okiem na dwa boczne, misternie złoceniami przyozdobione, wyszli naprzód do wielkiéj wspólnéj izby jadalnéj. A trafili właśnie w chwili, gdy całe zgromadzenie w milczeniu za długim stołem siedziało. Na małém wywyższeniu młody kleryk w wieku Odona, w języku Jaksom niezrozumiałym, czytał coś z księgi.
Zakonnicy razem wszyscy zebrani byli, oprócz przeora, który miał miejsce osobne i siedzenie wywyższone, a na usługach jego stało dwu kleryków. Młodzież wdrażała się w ten sposób do karności i pokory. Na ścianie wizerunek Chry-