Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 187.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

brał nam kraje, śmiał powagę cesarską nadwerężyć i wstrząsnąć nią, to pomsty woła.
Arcybiskup wszystko co mówiono oczyma i ruchem ręki potwierdzał.
— Niech Bóg nie pamięta świętemu panu Ottonowi III. — ozwał się w końcu — iż nie poznawszy się na zdrajcy umiłował go, wbił w pychę i dał mu oręż w ręce.
— Włócznię św. Maurycego! — westchnął Thietmar, nieoszacowany ów skarb, którego cudowna siła, dała temu psu wściekłemu zwycięztwo. Bo nie inaczéj jest, nią on pokonał nas, człek nieprawości pełen, wszetecznością do szpiku zjedzony.
— Przyczynia się do tego — dodał ks. Petrek — z przekonaniem głębokiem, i zasługa świętego męczennika Adalberta, którego ciało wykupiwszy, czcią otoczył. To mu jest tarczą i włócznią.
Westchnęli.
— Z samych niebios przeciw nam czerpie oręże! — zawołał Thietmar — tak przebiegłym jest poganin ów.
— Nie można mu téż zarzucić, aby wiary nie krzewił — dodał ks. Petrek — mnichów z Klunjaku sprowadzono siła, a ciągle nowi płyną.
— I służą mu, jak ten lis opat tyniecki, niegodny sukni którą nosi — rzekł Thietmar!
— Przewrotność go pobożnym czyni — wtrącił