Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 105.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ktoś dobył z ziemi. Obudził się w potach zimnych, ogarnęła go trwoga, bo naówczas i długo potém jeszcze w sny wierzono. Jak świt więc pędzony niepokojem pobiegł w las w zamiarze wydobycia pargaminów i ukrycia ich bezpieczniejszego gdzieindziéj.
Jakiż go przestrach ogarnął, gdy ujrzał już zdala rozrzuconą ziemię i próżny dołek. Blady upadł u stóp dębu, prawie utraciwszy przytomność. Ktoś musiał więc go podpatrzéć, dobyć i — zanieść do grodu te świadectwa zdrady, które były dlań wyrokiem potępienia.
Nie mogąc długo przyjść do siebie, siedział ks. pisarz na ziemi, z oczyma osłupiałemi, sam już nie wiedząc, co poczynać. To co dla bezpieczeństwa uczynił, zgubiło go, albo zgubić mogło co chwila. Na zwitkach stało jego nazwisko... wyprzeć się ich było niepodobieństwem.
Prawie do południa przesiedziawszy tu, w ostatku uciekł się ks. Petrek do modlitwy i drżący, odmawiając co za najskuteczniejsze uważał, machinalnie się powlókł na zamek, gdyż ucieczka była niepodobieństwem bez przygotowania. Gotów już był na nieuchronne męczeństwo. Jednakże wróciwszy do drzwi swéj celi, znalazł u nich wiadomość tylko, że go do opata wzywano. Poszedł do niego natychmiast. Ani z twarzy ni z mowy nie mógł się wcale domyśleć, aby tajemnica jego odkrytą została. Opat Aron żądał spisania jakie-