Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom II.djvu/147

Ta strona została uwierzytelniona.

Cezar patrzy wychylony, ciekawy, uśmiechnięty radością.
Cyrk cały klaszcze odważnéj bestyarce...
Wtém gdy Panthera przyczołgała się bliżéj, silna zapaśnica sama skoczyła na nią, i ścisnęła ją nogami i dłońmi silnemi pochwyciła za gardło. Poczuwszy na sobie ten ciężar, porwała się mieszkanka pustyni i niesie po Cyrku kobiétę, i tarza się usiłując zrzucić ją z siebie. A bestyarka ujęła ją i splotła się z pantherą, a choć krew z biodr jéj płynie strugą purpurową obie lecą i walają się razem na piasku, padają i podnoszą...
W téj walce kobiéta wygląda jak bachantka spojona, jak szalona istota, któréj bój jest rozkoszą i szałem... usta się otwarły, śpiew dziki z nich popłynął... W uścisku coraz silniejszym wije się zgniecione źwierzę, pada, miota sił ostatkiem, nareszcie drga i kona.
Niewiasta otwarła ręce, legła i śmieje się zwyciężko nogą potrącając trupa.
Cyrk się trzęsie, a piorun po piorunie bijąc na górach, zdaje się męztwu przyklaskiwać z nieba...
Wtém gdy zwycięzkiéj niewieście dać może miano wywalczone życie, tygrys zaczajony wpadł z tyłu na plecy i ucisnął jéj pierś i gardło objął łapami... szarpie a pysk wpoił w czaszkę.
Białe jego zęby jak perłowym diadematem opasały czoło nieszczęśliwéj, która rzuciła się całą