Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 067.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

oberemek a Tumrego odprawić; gdy głos donośny przekleństwem ich obudził oboje. Lepiuk stał oparty o wrotka z fajką w ręku; patrzał i takim srogim wzrokiem mierzył córkę i jéj towarzysza, że w Motrunie serce zastygło ze strachu.
— Ho! ho! — zawołał stary — co to ty sobie myślisz, włócząc się po nocku z cyganami! Patrzajcieno ją! A i tyś śmiały odartusie, żeś się już do gospodarskiéj córki przypytał! Co to się znaczy?
Tumry cały się oblał krwią i zimnym potem, a Motruna już była znikła przez przełaz, uciekając przelękła i zmieszana, gdy się zabrał na odpowiedź:
— A cóżto tak wielki grzech, żem waszéj córce pomógł?
— Obejdzie się bez tych posług — drwiąco zawołał stary, ale ze złością źle pokonaną. — Ruszajcie sobie swoją drogą, a nie róbcie tu znajomości, bo się czasem poznać możecie z kijem dębowym, który stary Lepiuk trzyma na córkę i na nieproszonych gości.
To rzekłszy odwrócił się stary, cały drżąc i wytrząsając popiół z fajki, mruczał pod nosem:
— Ha! tego mi tylko brakło, żeby się znowu krew cygańska do mojéj przyplątała. Ej! Bynka Ciawa!