Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 165.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie ma tu tobie ani braci, ani siostry, ani rodni — odparł surowo jak sędzia, gospodarz — tyś już nie tutejsza! Precz cyganicho od drzwi i progu naszego, precz! Po co ty tu? Może wypatrujesz dla męża, którędyby konie nasze wyprowadził?
— Maxymie! na miłość Bożą, godziż się tak siostrę przyjąć! Odpędź, nie przyjm, ale nie łaj tak boleśnie! Co wam zrobił mój mąż? co ja wam winna?!
— A ojcaście zapomnieli? — zakrzyczał Maxym groźno. — Kto go zabił jeśli nie wy dwoje, i kto potém szukał we dworze pomocy i opieki przeciw nam? No! niechże i teraz dwór was ratuje i dwór wam pomaga! My tobie nie bracia!
— Maxymie! choć dobrém słowem pożegnaj! My z głodu poumieramy: ty nie znasz naszéj nędzy! Z waszéj namowy cała wieś na nas, chléb nam z gęby wyrwaliście. Nie chcecie mnie za siostrę, ja wam się nie narzucam; ale przestańcie prześladować.
— Nie! nie — krzyknął Maxym — będziemy was męczyć, aż sobie precz ztąd w świat za cyganami, braćmi waszemi, pójdziecie. Obchodziła się wioska