Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 167.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Burek zeskoczył zrazu z tynu, i ocierając się o Motrunę, kilka kroków wlókł się za nią powoli; ale widząc, że minęła wrota i kierowała się ku drodze: przyzostał, usiadł, łapki pod siebie podłożył, i w początku poglądał na nią, a nareszcie, że słonko mu przygrzéwało, zdrzémnął się wśród podwórka.
Kury napróżno pozierając na fartuch Motruny i szczebiocząc, poskakały za nią kilka kroków, dziobiąc ją po nogach i chwytając za spódnicę; ale i te zobaczywszy że schodziła ze zwykłych granic ich państwa, zaczęły się grzebać w śmiecisku i porzuciły ją samą.
Para gołębi leciała nad jéj głową przysiadając na gruszach, na studniach, na dachach; zdawała się ją wyzywać nazad i gruchała ku swéj pani; ale niedaleko jéj towarzyszyła; samica pociągnęła ku gniazdu piérwsza, a samiec wrócił się za nią.
Kasztan stary wytrwał podobno najdłużéj: wyprowadził ją za podwórko, za wrotka aż na drogę, i lizał po ręku i mruczał, zapraszając niby, aby się nie oddalała od chaty. Ale Kasztan tak już był stary! Boki miał wypełzłe, ogon niemal nagi, nogi sztywne i suche, trudno mu chodzić by-