Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 210.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

skomląc, pełzając i nie mogąc przeleźć przez próg, który na jego nóżki był zawysoki.
— I pies! a! to będzie Kasztan! krzyknęła, chwytając na ręce rudego pieska, który piszczał ze strachu. — Poczciwy Janek! a niechże mu Bóg płaci. Ukradł chyba gdzieś dla mnie szczeniaka i te kury, boby mu ich w chacie nie dali.
Kury tymczasem wszystkie powskakiwały do izby i poczęły już rozpatrywać się w nowém mieszkaniu rozbiegając się po kątach, a Motruna oczyma chodziła za niemi:
— Jakież śliczne, jakież tłuściuchne! jakie wesołe! — wołała wesoło latając za niemi z psem na ręku. — Wychowam Kasztana na stróża naszéj chaty a z kur!...
Zamyśliła się.
— Ale czémże je będę karmić?!
Zasmuciła się tą uwagą biédna Motruna; w istocie, ani na śmietnisku ubogiéj lepianki, ani w izbie nagiéj i pustéj, kurze nawet nie było się czém pożywić, tak każde ziarnko i pyłek były tu drogie. Poczęła rzucać oczyma po kątach, jakby szukała pożywienia dla swojego nowego gospodarstwa, i do-