Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 264.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

leństw bezlitośnych. Przeklinał jak szatana, a kochał jak anioła. Aza téż dobrze znała całą siłę swoją: używała jéj i nadużywała. Po długiéj włóczędze, po cygańskiém życiu, smakował jéj zbytek, wczas i atmosfera dostatków, która ją otaczała. Czasami zdawała się wśród niéj tracić ogień, który w piersi jéj pałał, zaduma zalegała czoło, usta śmiać się zapominały: nieruchoma siedziała godzinami w miękkiém posłaniu; półsenna, półumarła; to znów zrywała się cyganka, błysnęła ząbkami, oczyma, ustami i rozpoczynała swój taniec namiętny, jak skoki dzikich ludów.
Ale w obudwu zarówno usposobieniach ducha, odpychała Adama, nielitościwém chłoszcząc go szyderstwem: raz ze wzgardą poważną, to znów z wesołością trzpiotowatą.
— Jak ja mogę kochać ciebie pytała go — powiedz sam: jestże dwoje ludzi mniéj do siebie podobnych? Jam dziki zwierz pustyni! ty dziecko zapiecka wymokłe, zbladłe, chude i bezsilne. Jeden mój uścisk zgniótłby ciebie, jeden pocałunek by cię spalił; a w piérwszej kłótni, która z każdéj miłości jak para z wrzątku wyrasta, jabym cię zabiła jeźli nie ręką to słowem!