Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 391.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

podartą, i przymknąwszy drzwi chaty, biegiem popędziła na drugi koniec wsi do Sołoduchy.
Rataja dnia tego w domu nie było, bo nazajutrz przypadał jarmark w miasteczku, a dziad dla zabrania lepszego miejsca pod cerkiewką, wcześnie się nań wybrał. Sołoducha sama kręciła się po chacie, warząc coś u komina, gdy Marysia wbiegła zadyszana.
Starucha ciekawie obróciła się ku niéj.
— Co tam hołubko? — spytała.
— Oj! matuniu! sąsiadko! — zawołała Marysia żywo — coś mi moja chora.
Sołoducha tylko głową pokiwała.
— A co to jéj jest?
— Jakoś na nią dziwny sen przypadł, matuniu, jak poczęła spać już trzeci dzień temu powróciwszy od was, ani się ruszy już dwie doby, a tak czegoś zastygła, a tak strasznie pobladła, i tchu — nic!
Stara Sołoducha plasnęła w ręce, z których jéj łyżka wypadła.
— Aj! oj! co ty mi gadasz?
Marysia przestraszona wyrazem twarzy Sołoduchy, wlepiła w nią wielkie oczy, w których się już łza kręciła.