Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.1,2 071.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

czy to dopiero z festynu? czyście tam do białego dnia szaleli?
— A cóż babunia myśli? — spytał, całując jej ręce Michał Alfier — późno bardzo rozeszliśmy się, nie warto już kłaść się w łóżko pomyślałem sobie, i ot przybiegłem do babuni na kawę.
— Agatko! Agatko! — odezwała się krzątając staruszka, szukając kluczy i sparta o stolik podnosząc się już z krzesła — chodź no tu śpiochu! patrzajno, żeby mi tam kawa nie zbiegła, żebyś mi jej wodą nie dolewała, dostań dobrej śmietanki — słyszysz? A odsuń pudełeczko co tam stoi w kątku i podaj no mi je, niech dobędę sucharków.
Spojrzała w oczy wnukowi z uśmieszkiem macierzyńskim, rozkoszując się widocznie w pięknej, ożywionej jego twarzyczce.
— Chce babunia — zaczął swawolnik — żebym jej opowiedział od A do Z całe przyjęcie, przybycie i zabawy królewskie i nasze?
— A daj ty mi święty pokój! — ruszając ramionami odezwała się starościna — gadaj mi lepiej o sobie... coś ty robił? czyś tańcował? czyś się nie zaziębił na tym wietrze? czyś nie chory?
— A gdzie tam, ja zdrów jak ryba i wesół jak ptaszek.
— Bo wam młodym aby pohulać. — O mój Boże! jakie to jeszcze dziecinne! No! no! ale to wiek po temu. Mówże? bawiłeś ty się dobrze?
— Przedziwnie babunieczku i piłem ogromnie jak gąbka...
— Jak to, ty piłeś?
— Starego węgrzyna łokciowemi kielichami.