Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.1,2 150.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

pustną piosenkę zanucił ktoś z idących w pośrodku, chórem odpowiadają mu wszyscy, a radośne hu ha! rozlega się wśród ulic aż po przysionkach kościołów, które mijają nie schyliwszy głowy!
— A no dalej! kto kocha księcia podskarbiego! zawołano znów, widząc że w pochodzie, nie jeden zamoczywszy nogi, ku idącym z tyłu za panami oglądał się karetom.
— Piechotą! wszyscy piechotą!
I dalej ciągnie się ów szereg, a za nim gdyby za konduktem, cały pas karet i ludzi i koni postępuje powoli w milczeniu. Wybuchy wrzasku nie jedno po drodze okno otworzyć zmusiły, nie jeden wyjrzał, posłuchał, plunął na głowy pijanym i wzdychając do łóżka powrócił. W tem gdy tak idą, wprost na przeciw pędzi szparko kareta z latarniami, a przed nią sunie na koniu strojny w pąsy kozak i woła:
— Z drogi!
— Co? z drogi! ty sam trutniu z drogi! krzyknęli wszyscy unanimiter, i kilka szabel nawet błysnęły z pochew na prędce, szczęknęły uderzając się w powietrzu.
— Z drogi! powtórzył kozak raz drugi co raz donośniejszym głosem, nie zmięszany wcale przeważającą liczbą przeciwników.
— Na bok hultaju!
Ktoś gorący przyskoczył do kozaka, i łap konia za uzdę.
— Stój! na bok! i milczeć chceszli mieć grzbiet cały!
Z karety która tuż nadbiegła, wysunęła się w tej chwili prześlicznie upudrowana i wyfryzowana, wdzięczna główka młodzieńca, który ze zdziwieniem i przestrachem