Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.1,2 203.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

się porywają, ale taki leń, że nigdy nic nie zrobi, choć się zawsze zbiera. Czasem słówko bąknie, porwą i użyją je drudzy... Czyta, myśli, notuje, gawędzi a zresztą szambelanuje.
— Ależ i to ciekawy człowiek, ten wojskowy któremu w tej chwili szambelan Łojko coś od niechcenia mówi, bo to pan Józef Bielawski, adjutant buławy Litewskiej, co pierwszy pono u nas począł dla teatru pisać. Węgierski bestja zajeździł go, że musiał schować pióro do kieszeni od dawna, wydawszy Dziwaka. Ja tam się na tem nie znam, ale mówią że szkoda.
— A gdzież Węgierski? spytał podczaszyc, który już zasłyszał o dowcipnym satyryku epigramatyście tak ostro chłostającym współczesnych, że się go wszyscy jak ognia obawiali.
— Ten słuszny ot tam stojący mężczyzna, pięknej pociągłej twarzy, bystrego oka, na pozór taki poważny i serjo, to właśnie pan starościc korytnicki; nikt by patrząc na niego nie powiedział że to taka kuta sztuka... Mówiąc z nim zdaje się choć do rany przyłóż, łagodny jak baranek, słodki i miluchny, ale drasnąć go, lub popaść mu na język! Drżą przed nim wszyscy, bo nikogo nie poszanuje, ale vir integerrimus — tylko to bieda, że sam też hulaka niepomiarkowany i karciarz jakich mało. Król mu za dowcip wiele przebacza. Że hula nic dziwnego, czemu nie użyć młodości, ale zbyt zdrowia nadszastał, a pieniądzmi sypie.... kieszeń dziurawa.... teraz się już nim nie pocieszym długo, wygrał słyszę 20,000 dukatów i nie żartem plunąwszy nam w oczy, wybiera się do Paryża przeszastać ten skarbik..... Szczęśliwej drogi! nie pohula długo, kieszeń dziurawa, kieszeń dziurawa!