Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.1,2 221.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— A to ciemięgi! próżniaki, furfanty, patrz tylko podczaszycu ile się ich to wlecze za lada jasełkami...
— Ba! ba! ale bo to nie lada jasełka, odparł głos jakiś tuż za jenerałem.
— No! no! i cóż takiego osobliwego? odwracając się dumnie spyta Baucher.
— A dalipan ciekawości... którejby się i paniskom popatrzeć nie zawadziło! rzekł idący chłopak.
— Co? król, Herod, śmierć, baba i tym podobne — dorzucił wzgardliwie jenerał.
— A może i coś więcej oprócz nich się znajdzie, i biskupów kilka par, i hetmanów kilku, i kasztelanów z pół tuzina, i książąt dobra garstka, kilku posłów i czego tam niema!!
— W jasełkach? zapytał podczaszyc.
— Ale bo to panie nie lada szopka! mówił z wielkim zapałem wyrostek idący z tyłu za nimi, to ze śmiechu pękać potrzeba... Oni tu zaraz w szyneczku Różanej Magdy zastanowią i pokazywać będą...
— Podczaszycu, szepnął Baucher, zatrzymując towarzysza, jak myślisz, trzeba by to może zobaczyć? to może być anyuis sub herbis, warto się przekonać, co oni mówić mogą o tych niezwykłych w jasełkach figurach? Może to znowu jakiś paszkwil zamaskowany nowego rodzaju! Chodźmy-no, popatrzmy!
Podczaszyc obojętny ruszył ramionami i rzekł:
— A kiedy pan chcesz, służę mu, i owszem.
Zatrzymali się nieco w ulicy i tłum nadchodzący wkrótce ich oblał; wziąwszy się pod ręce, usiłując ciągle utrzymywać na przedzie, choć popychani poszli z ciżbą, i z nią razem dobili się do tego szyneczku w który cała czereda z gwiazdą, z szopką, kozą, babą i dziadem