Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.3,4 235.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Pan ekspodstarości człekiem był nie lada i do wszystkiego, a losy jego przypominały cokolwiek historją samego jenerała, który go teraz protegował.
Był on w początku i w seminarjum, gdzie kazania nawet mawiał, i sukces ich podobno naprowadził go na myśl, że z głową i wymową inaczej szczęścia szukać może. Zawczasu się więc wywlókł, potem jakby na próbę zaciągnął się był do wojska, doszedłszy do tego że namiestnikowstwo sprawował w jakiejś chorągwi; tu gdy kłopotu napytał z regestrami przy wypłacie lenungów, a skargi nań poszły aż do hetmana, musiał podać o abszyt i dopiero przy trybunale zostawszy palestrantem, trafiwszy nareszcie na właściwą sobie drogę, wykierował się szybko na mecenasa. Głowa była nie lada, układ wyborny, człowiek z wierzchu choć go do rany przyłożyć, coś z niego chciał, to miałeś. Otarłszy się po świecie, poznawszy ludzi, praktycznie jakoś nauczył się Lebiedziński życia, i wziął za prawidło sobie, naprzód chwytać za serca, by potem bezpieczniej dobrać się do kieszeni. Nie było nadeń łatwiejszego w towarzystwie, ani weselszego człowieka, ani co by się lępiej umiał zastosować do humoru otaczających. Toż w sprawie tak tok jej i powodzenie zastosowywał do humoru swego klienta, że choć ją i przegrał, estymy u niego nie tracił. Lebiedziński nie był to już starej szkoły trybunalskiej prawnik, wierzący w literę prawa, grzebiący się sejmowych ustawach, by mieć co postawić przeciw argumentom przeciwnika; wierzył w grosz, w zepsucie, w środki pokątne, a o prawo dbał mało, wywracając je jak mu się podobało.
U dawnych naczelników trybunalskiej palestry choć było złe, ubierało się w jakiś pozór legalny, tem prze-