Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.3,4 253.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ma już żadnego sposobu? Znasz go, jesteście dobrze z sobą?
Cavaliere namyślił się, zmarszczył, zadumał.
— Ha! ha! — rzekł — byłby może sposób, ale to trudno, bardzo trudno!
— Jaki! mów, użyję jakiegokolwiek!
— Przyznam ci się — szepnął po cichu cavaliere — że de Cerulli ma tylko jednę słabość przez którą do niego trafić można. Widzisz na jakiej stopie dom trzyma, co go kosztuje życie, a jednak to człowiek niezmiernie chciwy! kto wie?... może by się połakomił na pieniądze, bo poczyna stękać, że go Julja drogo kosztuje.
— Na pieniądze! w to mi graj! — klasnął w ręce podczaszyc — to najlepiej, zapłacę mu co zechce, niech mi ją odstąpi. Myślisz że ją sprzeda?
— Nie wiem, spróbuję, pogadam, namówię, nie wspominając od kogo wychodzi propozycja.
Quid tentare nocebit — dodał Włoch zacierając ręce, (bo niekiedy łacinę cytując, udawał że był uczniem akademji padewskiej i teologował po troszę).
Podczaszyc uścisnął tak nieocenionego przyjaciela, powierzył mu całkowicie losy swoje i wyprawiwszy go z pełnomocnem poselstwem, sam pozostał w domu, niecierpliwie czekając co mu przyniesie. Cały jednak dzień dał niepokojom wzbierać cavaliere, i nie pokazał się aż trzeciego. Ordyński wybiegł na przeciw niemu na wschody, a że miał u siebie kilka osób, porwawszy go pod rękę, zamknął się w gabinecie odległym.
— Co — spytał — jakże idzie interes?
Cavaliere spuścił głowę — źle — rzekł — de Cerulli ani słuchać chce....