Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom I 105.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

niż się spodziewał, dostawszy grosza, spoczywał już na laurach dnia tego i wesoło rozmawiał z Bobolą, który posępny siedział na swoim tarczanie, biadając, gdy do drzwi zapukano i w tejże chwili uchylono je; główka wyrostka, dziewczyny z krótko ostrzyżonemi włosami, ukazała się w nich, oczyma poszukała Talwosza i zawołała.
— Pana Talwosza proszą!
Nie pytając kto i sądząc, że albo Żalińska go potrzebuje, lub królewna wołać każe, porwał Litwin za czapkę i pobiegł.
Dziewczyna poprzedzała go, wyskakując przez korytarz aż do antykamery, w której z założonemi rękami na piersiach, z podniesioną dumnie głową, stała oczekująca na niego Zagłobianka.
Niespodziewane szczęście dla rozkochanego Talwosza.
Dziewczę, które przyprowadziło go tutaj, wskazało palcem Dosię. Talwosz się ukłonił, serce mu biło...
Zadumana Dosia zdawała się namyślać, co mu ma powiedzieć.
— Nie potrzebuję was pytać — rzekła — czyście tak przywiązani do królewnej, jako ja? Choć niedawno jesteście na jej dworze, ale mam was za wiernego sługę naszej pani.
— I możecie za to poręczyć — przerwał Talwosz, rękę kładnąc na piersiach.