Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom III 013.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dostojnych, miała w istocie w sobie coś królewskiego, pańskiego, ale też i ten poważny chłód, i ten majestat obojętny życiu, którym się przystrajają królowe. Rzadko kiedy uśmiech, jakby wymuszony koralowe, jej otwierał usta, — rzadko wejrzenie powiedziało o wzruszeniu wewnętrznem. Natura czy życie nauczyły ją nie okazywać nigdy co się działo w duszy. Można było sądzić, patrząc na nią wśród ożywionej zabawy, że jej była zupełnie obojętną. Przyjmowała słodycze, nie okazując w nich smaku, przykrych rzeczy nie chcąc słyszeć. Nie mógł się nikt dotąd pochlubić, by go nad innych choć chwilowo przenosiła. Czasem tylko, gdy na dworze cesarza zwabieni jej pięknością dostojniejsi panowie, książęta i hrabiowie zbliżali się do uroczej mieszczki, rumieniec twarz jej okraszał, oczy ciemne miały iskierkę życia i pierś prędszym poruszyła się oddechem.
Pospolitą gawiedź ledwie przelotnym wejrzeniem zaszczycała. Życie jej od młodości spływało wśród dostatków — i bez zajęcia... W domu miała liczne sługi, poddostatkiem strojów i klejnotów, dużo czasu niczem nie zaprzątniętego; trawiła go więc, ubierając się wykwintnie, zmieniając strój po kilka razy na dzień, brzdąkając na cytrze, śpiewając piosnki, odwiedzając kościoły, słuchając rozmów przybywających gości.
Mówiła zwykle mało — a nie można było zaręczyć czy ją obchodziły wielce rozmowy, których się zdawała słuchać z roztargnieniem.