Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom III 167.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

szył, król stał już w przedsieni, uprzejmie witając ulubionego pasterza. Tem może serdeczniej zbliżał się teraz ku niemu, że on jeden, choćby był mógł mu wymówki czynić za Estherę, — nie powiedział ani słowa. Wdzięczen mu był za to. Z wypogodzoną twarzą weszli oba do zamku...
— Dzięki Bogu — odezwał się Arcybiskup — gniazdo to nasze stare... coraz wspanialej się uściela... Daj Bóg, aby urosło i ozłociło się... na pociechę naszą... ale samemu na nim siedzieć królowi nie przystało...
— Nie winienem ja osamotnieniu mojemu — westchnął Kaźmirz — znacie żywot cały... smutki jego i zawody... Dziś, zapóźno!!
— Za późno? — spytał Bogorja, siadając[1] — Jesteś miłość wasza w sile wieku!
— Przepowiedziano mi, że zejdę bez potomka! — dodał król smutnie.
— Niedorzeczne proroctwa! podchwycił Arcybiskup — któż siedział w Pańskiej radzie i zna wyroki Boże?
Król spuścił głowę zadumany.
— My wszyscy, którzy naszych królów krew nauczyliśmy się miłować — mówił Bogorja — modlimy się i pragniemy, aby te omina fałszem się stały. We wdowim stanie wam pozostać, potomka nie mając... nie godzi się. Jest to dobrowolnem wyrzeczeniem się wszelkiej nadziei!
Są w królestwie naszem tacy, którzyby Lu-

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak kropki lub następny wyraz (Jesteś) winien być małą literą.