Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom II 052.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

próżnom go uchodzić się starał. Starzec się klątwą odgraża...
— Klątwą? — podchwycił król — nie bardzo zastraszony. — Wiecie najlepiej, jak krzyżacy, jak inni też mało sobie dziś klątwy kościelne ważą. Nadużyto tej broni, aż się wyszczerbiła.
— Przecież nie godzi się jej lekceważyć — z powagą przerwał Suchywilk — kościół innej broni nie miał i nie ma. Używać jej musiał, straszna ona zawsze.
— Ależ... wy sami, wy, duchowni, nie wszyscy jej już posłuszni jesteście — przerwał Kaźmirz — księża przecie msze odprawiają i grzebią...
— Źli księża — przerwał Suchywilk, marszcząc się — źli to księża, miłościwy królu, bo się przeciw władzy swej buntują, a zachwieje się ona — padną i duchowni z nią.
Po małym przestanku, ksiądz dodał.
— Juściż, Bóg da, do ostateczności tej nie dopuścimy...
Król nic nie odpowiedział.
Na twarzy jego zaszła zmiana, jaką często dostrzegali obcujący z nim. Ostygłe oblicze znużonego człowieka nagle się przeistoczyło na poważne, na królewskie.
Poczucie jakiejś dumy obwiodło je aureolą.
— O innem mówmy — rzekł. — Spodziewam się z pomocą waszą przewieść to, ażeby mi od