Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom II 154.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nie była — więc i taki głos niewieści zostawiał wrażenie po sobie.
Król wysłuchał napomnień milcząco... posmutniał, Kochan przez długi czas chodził strwożony, i ofiary na kościoły, jakie czynił od śmierci Baryczki, podwoił.
Jednego wieczora w domu Fryca Matertery, w którym on się mało pokazywał, — gospodyni sama przyjmowała zwykłych swych gości. Siedział za stołem tylko co przybyły przeor ks. dominikanów Tomasz, pobożny tegoż zakonu kapłan Ireneusz, a tuż obok jeden z wikarjuszów kościoła panny Marji, młodszy od nich, lecz wielkiej pobożności i nauki ks. Paweł z Brzezia. Gospodyni, która siebie karciła najsroższemi postami, dla ojców duchownych nietylko była pobłażającą, lecz starała się ich jak najlepiej ugościć. — Przynoszono więc misy i flasze, a Baśka, nie siadając do stołu, posługiwała ojcom, podając im w miejscu sługi wodę do umycia rąk i ręczniki, gdy ks. Paweł, suchy, wysokiego wzrostu, twarzy pociągłej i długiej mężczyzna, wyciągnął dużą, białą, z kościstemi palcami rękę i odezwał się do przeora Tomasza.
— Słyszeliście ojcze, o biczownikach?
Ks. Tomasz, siwy, otyły, ciężki, z twarzą okrągłą, dosyć wesołego wyrazu, ocierał właśnie pot z czoła, bo się to działo na początku lata i dnie były gorące.