Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 020.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

okrytych pierścieniami, gdy drzwi uchylono ostrożnie...
Skrzypnięcie ich zwróciło jej uwagę, podniosła się nieco, chcąc dojrzeć, kto jej spokój zakłócił, lecz przez mało co rozwarte podwoje nic dojrzeć nie mogła, oprócz błyszczącego w nich oka...
Nadchodzący zdawał się rozpatrywać bacznie, nimby się wnijść odważył. Z namarszczoną brwią, i coraz bardziej nadąsana ochmistrzyni już miała zawołać groźno, aby drzwi zamykał — gdy właśnie się one szerzej otwarły zwolna i — Maciek Borkowicz, dobrze jej znany, na progu ukazał.
Konradowa poznawszy go, nie mogła pokryć przestrachu i zakłopotania, jaki ją na widok natrętnego pana, z którym ją dawne wiązały, dziś niewygodne stosunki — ogarnął.
Borkowicz miał twarz rozweseloną, można było powiedzieć rozzuchwaloną — szedł, śmiejąc się ku babie, która drżała, ręce złożywszy.
Widząc jej trwogę, Maciek przybliżył się do stołu i opierając oń — odezwał.
— A co? jam tu jest! Widzicie, żem za waszą poszedł radą — królową została nasza księżniczka... alem ja starszy u niej niż mąż i król.. i moich praw wyrzekać się nie myślę — tylko z nich korzystać.
Starej mowa na ustach zamarła.
— Co z wami? co z wami? — odezwała się