Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 072.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

pelan, którego Michnem zwano, powołany został do rady. Księżyna był pobożny, pokorny i niedaleko widzący, wojewodzina, nie przyznając mu się, o kogo jej szło, nie zwierzając wcale, poddała mu tylko pytanie — coby w takim wypadku czynić wypadało...
Wypadek zaś opisała tak ogólnemi wyrazami, iż Michno tyle tylko mógł odgadnąć, że człowiekowi dać trzeba było czas do skruchy, opamiętania się i pokuty. Jako duchowny, nie mógł innej rady dać, tylko wedle prawa ewangelicznego.
Głosował żarliwie za ocaleniem człowieka.
Serce wojewodziny dawno toż samo mówiło, obawiała się tylko męża zdradzić. Lecz możnaż było nazywać to zdradą?
Postanowiwszy ratować Maćka, po odejściu kapelana wojewodzina zaczęła nad środkami przemyślać, jakby ostrzedz siostrzana, a nie ściągnąć na siebie gniewu męża.
Stosunki z Borkowiczem były zerwane, zakaz najsurowszy wzbraniał jej i wszystkim do dworu należącym, zbliżać się do niego... Nie mogła więc Marussa tak łatwo wymyśleć sposobu oznajmienia Borkowiczowi, aby głowy swej i osoby strzegł pilno... Zwierzyć się nie chciała nikomu. Sama go szukać nie mogła, a i znaleść nie było łatwo, bo Maciek nigdy długo na jedném miejscu nie postał.
Dzień upłynął na rozmyślaniach.