Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 097.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

śmierci nie obawiał. Wierzynek popatrzywszy nań — ruszył ramiony.
— Nie pytajcie mnie, rzekł, bom ja niewiele świadom. Gdyby szło o żupy, o kopy, o pieniądze, o skarb, domyśliłbym się co was czeka... krwawe sprawy nie moje...
W tem się nie mylicie, dodał, iż na was oskarżeń jest różnych, wiele... alem nie słyszał od króla nic, z czegoby o wyroku jego można wróżyć. Pan nasz cierpliwy jest i rozumny.
Napróżno Borkowicz zagadywał różnie, chcąc go wyrozumieć, nie dobył nic z rozumnego Wierzynka i poszedł z niczem, innemi drogami szukać języka, jednać sobie przyjaciół i popleczników.
Wierzynek tegoż wieczora był na zamku. Miał on przystęp do króla, jakiego nikomu nie dawano. Wchodził w każdej godzinie, mówił z nim kiedy chciał.
Kaźmirza znalazł już uwiadomionym o przybyciu Borkowicza i uprzedzonym dlań lepiej tem, że w sprawiedliwość króla zaufanie miał...
Spytany Wierzynek, powtórzył Kaźmirzowi co z ust jego słyszał — król słuchał milczący...
Po Wierzynku nadszedł Kochan i zagadnął o Borkowicza, którego nie cierpiał, występując zajadle przeciwko niemu.
Większej mu przysługi nie mógł uczynić. Zmarszczył się król, ruszył ramionami.