Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 117.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

zrzucone pierścienie, spojrzała w małe zwierciadło, i krokiem wolnym wyszła do swej komnaty gościnnej, do której w tejże chwili Kaźmirz, w stroju myśliwskim drugiemi drzwiami szybkim krokiem wchodził.
Skłoniła się nizko królowa, nie zbliżając nazbyt.
— Chcieliście mówić ze mną? — zapytał król.
— Tak jest — głosem trochę drżącym odpowiedziała królowa. — Potrzebuję mówić... Posłuchajcie mnie, a jeśli słusznem uznacie, weźcie stronę moją.
Rumieńcem oblała się twarz jej młoda. Król wpatrywał się w nią pilno.
— Milczałam, dopókim mogła — dodała zwolna Jadwiga — dziś moje i wasze dostojeństwo dłużej nie dozwala.
Coraz bardziej zdziwiony król słuchał z uwagą natężoną.
— Dni temu parę — rzekła z wysiłkiem mężnym królowa — na zgromadzeniu wielkiem, na głos, jawnie przechwalał się ten, któremu wy życie darowaliście, że mnie dziewczyną znał, że mnie miłował, kłamał, żem go miłowała — śmiał rzec, że po ślubie, tu — w zamku był w sypialni mojej.
Pobladł król i krokiem się cofnął, twarz mu się zmieniła dziwnie, straszno. Nie był to już zobojętniały ów człowiek, któremu nudne życie