Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 130.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nych czuję, że mam miłość, u ziemian za dobrodziejstwa odbieram niewdzięczność i zdradę!! Tak ci jest! Nie taję. Jednych podnieść pragnę, drugich okiełznać... Sprawiedliwa rzecz, i winy za nią przed Bogiem nie będę mieć.
Uczuł się ks. Suchywilk, jako dziecię ziemian, jako rycerstwa potomek, dotkniętym.
— Miłościwy panie, rzekł — dla jednej owcy parszywej stada całego potępiać się nie godzi.
— Gdyby jedna tylko w niem była! rozśmiał się król. Wiem ja i czuję, na kogo rachować, kogo się obawiać muszę...
Któż, jeśli nie ziemianie, zmusili mnie niemal do tak wczesnego przekazania korony siostrzeńcowi, który im złote obiecuje góry?
Król westchnął, i zwracając się do Suchywilka dodał ciszej.
— Bóg jeden wie, co przyszłość gotuje, królowa przy nadziei.
Ks. Jan skłonił się winszując i ręce składając do modlitwy.
— Daj Bóg, by nam dziedzica tronu na świat wydał[1]! rzekł cicho.
— I w takiej to chwili, złoczyńca ten — wybuchnął król z gniewem wznowionym — śmiał na nią potwarz rzucić, aby plamą skaził kolebkę mojego następcy...
Kapłan zmuszony był pocieszać i uśmierzać króla, pozostał przy nim długo i nie odszedł, aż

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – wydała.