Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 244.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

że rokoszanie, co się przeciwko królowi rwali z bronią w ręku, padali przed nim na kolana, a gdy przejednać się nie mogli, wracali do szabel i samopałów.
Na widok pana, Rzesiński zgiął się wpół z takiem przejęciem i rozrzewnieniem, z taką pokorą, iż król mimowolnie się uśmiechnął.
— Ale jakże na korzyść zmieniłeś się, szambelanie — odezwał się słodko — prawdziwie, żebym go był nie poznał. Jakże tam zdrowie, dobre? gospodarstwo pomyślne? pszeniczka rodzi?
— Wszyscyśmy pod błogiem panowaniem W. kr. Mości szczęśliwi — odparł Rzesiński, nie myśląc, co mówił — kraj używa pokoju...
— Ale, si vis pacem, para bellum — dodał król — dlatego wojsko potrzeba wotować, ekwipować i wzmocnić. Co to za szkoda, żeś się acan dobrodziej nie starał o poselstwo ze swej ziemi... byłbyś nam tu bardzo użytecznym; przy jego miłości kraju i zdolnościach...
Rzesiński aż głowę podniósł ze zdumienia; miłości kraju w sobie nie wypróbował; musiał ci ją mieć, bo wszyscy ją mieć byli powinni, ale czuł, że dowodów na to nie złożył; co do zdolności, tych uznanie napełniło go dumą, ale razem było dlań niespodzianką. Skłonił się nizko. Król się obejrzał w koło.
— Kochany szambelanie — rzekł — radbym ja