nań spojrzeć, tak cały siny od pobicia. Kiedyś zbroja nie dotrzyma.
Poszli więc za radą Marka ku stołom. Króla nie było, spoczywał czy spał znużony i osłabły, królowa téż ze swoim dworem jadła w izbie osobnéj. Przy stołach podczaszowie, komornicy, wojewodowie gospodarzyli. Wrzawa i radość były niezmierne.
Bolko ze swymi dwunastu nowo-pasowanymi rycerzami, osobno na podwyższeniu jadł, jakby mu już miejsce wyższe nad innymi należało. Zbigniew wprost poszedł do niego, i choć siedzenia dlań przygotowanego nie było, kazał je sobie obok Bolka postawić. Przybył tu już z twarzą nie tak zaognioną, został na niéj tylko ów wyraz szyderski, który jéj był zwykłym. Popatrzał na wesołego brata i rozparłszy się szeroko przy nim, kubek sobie przysunął.
— Pięknie wam ten mnich prorokował! — wyrwało mu się wkrótce. — Kapelan to wasz czy służka?
— Nie znam go wcale — odparł Bolko — i nie rad byłem, że tak nieopatrznie wystąpił. Brzemieniem jest przepowiednię taką nosić na sobie...
I wnet postarał się odwrócić rozmowę.
— Cieszy mnie — odezwał się — iż wszystko składnie szło. Winienem to staremu Michnie. Ani na cesarskim dworze piękniejby być nie mogło. Królowa nawet, co na nas jak wilki dzikie patrzy
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom III 143.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.