Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 031.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nach widzieć już było można marcowe zajączki małe, z panią matką uczące się kociego tańca.
Piękne te dni młodéj wiosny wybrał właśnie arcybiskup Marcin Zabawa do poświęcenia swojego ukochanego kościoła, w którym znów, cudem ocalone zwłoki świętego Wojciecha ku czci wiernych wystawione były. Radowało się serce świątobliwego starca iż wielkie dzieło mógł dokonać, pierwszy ów kościół główny Mieczysława i Dubrawki podnieść z gruzów, przyozdobić, piękniejszym jeszcze uczynić niż był wprzódy.
Mąż to był święty ów starzec, który o niczém więcéj oprócz chwały Bożéj a miłosiernych uczynków nie myślał, a cnotą swą wyniósł się tak wysoko, bo ta choć zazdrość obudza, w końcu złych nawet potęgą swą zwycięża.
Arcybiskupie jego dostojeństwo było prawdziwem „brzemieniem za grzechy” (onus pro peccatis), bo, choć wysoko stała ona pierwsza katedra w ziemiach polskich, spokoju na niéj, ani rozkoszy zażyć nie było można. W ruinach leżały kościoły, pustkami klasztory, zdziczałemu ludowi na nowo apostołować musiano, a duchowieństwo z różnych narodowości i rozmaitych ludzi złożone, surowéj do utrzymania w karności potrzebowało dłoni. Gdzieniegdzie wkradało się rozprzężenie, podnosiła głowę samowola, tak że do stolicy rzymskiéj odwoływać się musiano, i z jéj ramienia zesłanemi nowy wprowadzać porządek.