Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 038.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ledwie za tą lekką jazdą poskakującą nadążał, choć konia pod sobą miał dzielnego, a sam téż sprawiał się na nim jak na rycerza przystało. Wiek i tusza już go nieobrotnym czyniły, dlatego królewicza zawsze za zbytni pośpiech strofował, nietylko w obrotach, ale w myślach i postanowieniach. Był bowiem w istocie Bolko pochopny pierwszym wrażeniom, rączy do zbytku i niepohamowany, a często się zapędzał za daleko, nie patrząc za siebie. I wierzył ludziom do zbytku łacno, a słowo padało nań jak iskra na wysuszone pruchno, wnet je zmieniając w żarzewie.
Wojsław hamowoł go, lecz ognistéj natury téj nic zmienić już nie mogło; życie ją coraz namiętniejszą czyniło, bo w nim spoczynku nie miał nigdy i nigdy do rozwagi czasu.
Sieciech, gdy zdala nań patrzył brew mu się jeżyła; nie w smak mu była ta krew kipiąca, która i na niego wylać się mogła.
Z szyderskim uśmiechem, gdy Wojsław się uskarżał na popędliwość królewicza, Sieciech odpowiadał półgębkiem.
— Nie będzie winy niczyjéj, gdy się gdzie na oszczep Pomorca natknie i zginie! — Tak zwykle kończą ci zapamiętali.
Sieciechowi może, koniec taki byłby na rękę wypadł i niebardzo nastawał, aby go hamować. Jedno dziecię królewskie skazane było i zamknię-