Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 048.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

walczyć; to znowu miłosierdzie czuł nad nieszczęśliwym, który życie męczeńskie wiódł w zamknięciu.
Oba tak nieustępując wpatrywali się w siebie, Zbigniew nie cofnął się do izby; Bolko nie szedł daléj. Mimowolnie wyrwało mu się z ust.
— Ktoś ty taki?
Milczenie trwało chwilę długą, ciężki oddech tylko słychać było i ochrypły głos odpowiedział.
— A ty?
— Nie znasz mnie?
— Nie.
— Króla syn jestem, rzekł Bolko.
Zbigniew rozśmiał się złośliwie, nie był panem siebie, krew i żółć uderzyły mu do głowy.
— Byłem i ja synem króla — zawołał, a widzicie żem dziś niewolnikiem za kratą. Patrzajcie, abyście i wy tak nie skończyli.
Bolko rozśmiał się głośno.
— Ja? — zawołał ruszając ramionami, niebój się o mnie!
I dodał. — Widzieliśmy się już raz w życiu!
— Podobno — mruknął Zbigniew.
— I ty mi winieneś życie — mówił Bolko — bom ci je mógł odebrać.
— Wolałeś, bym zginął w łykach! — odparł Zbigniew.
— Nie wiedziałem co cię czeka, a krwią się