Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 165.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

kiéj izby radnéj gromadzić się poczęto, któréj drzwi stały otworem, bo się w niéj, w sieni i podsieniach ledwie mogła starszyzna pomieścić.
Izba ta była tak skromna i niepoczesna, jak wszystkie w owych czasach, na ten dzień tylko zielonością ją posypano i gałęźmi przy ścianach przybrano.
Dla króla tron suknem czerwonem obity stał w głębi, a obok niego takiż sam, nieustępujący mu wielkością dla arcybiskupa gnieźnieńskiego, który z królem dzielił władzę. Szeregiem za nim zasiadali inni biskupi, od krakowskiego poczynając z jednéj strony, z drugiéj za królem świeccy panowie, na których czele Sieciech się mieścił.
U stopni tronu królewskiego Zbigniew i Bolko stali, rzucając na się skośne wejrzenia. Na nich wszystkie oczy były zwrócone.
Młodszy, ulubieniec ojcowski i tak jak zawsze miał serca za sobą, powierzchowność sama mówiła za nim; dumna i wstręt obudzająca postawa niezgrabnego Zbigniewa raziła ziemian. — Szeptano, przypatrując się to i owo, starszy syn królewski, władyków nabawił strachem — patrzał dziko, uśmiechał się złośliwie.
Nie wróżono po nim nic dobrego. Niezgrabna owa postać jaką miał w klasztorze pod ciasną sutanną, strojem rycerskim zmienić się nie dała. Zbroja na nim leżała jak pożyczana, trzymał się nieco przygarbiony, włos odrosły spadał mu ko-