Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom I 023.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak ci to może bywało — odparł Marcik — póki u nas małe książątka trzymały ziemię. — Rwać od nich było łatwo, nie od Czecha! to siłacz wielki!
— A ja ci mówię — porwał się Zbyszek, — że tym Czechom u nas długo nie gościć! Już się ziemianie skrobią po głowach, już po miastach niemcy, choć się im kłaniają a stękają. Dłużej nikt nie strzyma.
— A co ziemianie dziś znaczą? — rozśmiał się Marcik — albo to oni ci, co byli? Niegdyś oni rej wodzili, teraz miasta górą, niemcy górą, grody poobsadzane najemnikiem, żołnierza cudzego dosyć!
Zbyszek głową potrząsał.
— Gadaj ty mi lepiej, co w mieście słychać? Tego od ciebie chcę.
— Mówiłem już, — odparł syn. — Plotą jakby się znowu zkądeś wyrwał Łoktek, dodają że najwyższy Biskup Rzymski o jego prawa się upomina, że on w Rzymie u niego był i z tamtąd wraca.
— Widzisz — zatryumfował ojciec — widzisz! Ho! nie darmo on w świat szedł! Rozumny pan! Wiedział gdzie uderzyć. Był tego czasu właśnie w Rzymie wielki odpust na świat cały, kędy i zbójom wszelakim odpuszczano... Ty myślisz, że Biskup rzymski to mała rzecz? taki prosty Biskup jak nasze? On ci przecie koronę nosi