Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Krzyżacy 1410 tom I 021.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

siano się zgłaszać, ci brali imiona podróżnych i nieśli je do niego, a odpowiedź przynosili.
Dwóch tam o framugę opartych ziewało, gdy się ksiądz zbliżył i pokłonił.
— Ksiądz jestem—rzekł—pielgrzym z ziemi szlązkiéj, do Panny Maryi, pobożny, stary, skaleczony, o nocleg proszę.
Jeden z barczystych knechtów przypatrzył się starcowi i milcząc niechętnie odszedł. Słychać było niekiedy podwoi stuknięcie i milczenie po niém. W chwilę wyszedł pachołek i ręką księdzu wskazał, aby za nim ciągnął. Po kilku schodach, na każdym z chorą nogą odpoczywając, zwlókł się stary w korytarz sklepiony i wgłębieniem w murze, wpuszczono go przez drzwi do małéj izdebki, a z niéj do obszernéj, jasnéj, sklepionéj izby, w któréj na wygodném krześle z poręczami, o poduszkach i podnóżku siedział nie młody, bardzo otyły mężczyzna, z twarzą obrzękłą i czerwoną. Drzémał może nie dawno, bo jeszcze miał pół śpiącą postawę i ręce splecione trzymał przed sobą wygodnie.
Ksiądz się od progu skłonił.
— Zkąd? co? jak? po co?—odezwał się jakby bez myśli, siedzący w białéj sukni Szpitalnik.