Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.

krzyżowały mu się po głowie. — Piękność Karusi służyła mu za jedynę a słabą bardzo wymówkę, bo w jednéj piękności kochać się długo nie można, i sam Staś, im bliżéj był dziewczyny, im poufaléj z nią, tém dobitniéj postrzegał, jak trudno mu było do niéj się przywiązać na dłużéj — czuł że to miłostka kilkodniowa. —
Ona tym czasem zawierzyła wnią — poszła za Stasiem. Co z nią zrobić było? Wiéść ją z sobą? To jéj obiecał i musiał uczynić. — Ale jak? Ludzie właśni, słudzy widzieli by ją, rozpowiedzieli, i bądź zdrów pokoju domowy — Można ją było odesłać samą? Ale podróż tak długa saméj jednéj? A wreście przyjechawszy na miejsce, co z nią zrobić, gdzie umieścić? jak ukryć, aby się nie domyślono? Staś miał jeszcze wstyd i niechciał otwarcie pokazać, jak bardzo był zepsuty — Dręczył się — bo teraz gdy tylko cokolwiek ostygł, gdy dzień biały, oblał nielitościwém swém swiatłém, wczorajszego