Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/069

Ta strona została uwierzytelniona.

O! tego dnia była jeszcze świéża i młoda, jak za dawnych, za szczęśliwych swoich czasów, wczorajszy smutek, opadnienie moralne ustąpiły, twarz się wypogodziła, błyszczały oczy, rumieniły usta; kibić jéj była giętka i kształtna. Był to dzień młodości, dzień zwycięztwa duszy, była piękną, piękną jeszcze, jak piękny pogodny zachód słońca.
Staś spojrzał i zmięszał się, tak ją znalazł piękną, imponującą, poważną, zachwycającą. —
Nastąpiła prezentacja i Hrabia umilkł, a gospodyni domu, zajęła się gośćmi. — Rzutem oka zmierzyła Stasia Hrabina, z twarzy jego pełnéj wyrazu, wyczytała całą duszę i spokojna już, jak znajomą xiążkę uważała, nie troszcząc się i nie badając więcéj. Ona już go znała — i w duszy westchneła, zazdroszcząc kobiécie, którą miał kochać, która go kochać miała; bo wiedziała wiele jest życia w téj duszy, wiele szczęścia może dać miłość jego. — I któż nieuważał, że kobiéty w jesieni życia, uczuć i wdzięków, z największém zachwyceniem patrzą na wiosenną młodzież? A młodzież ta, wzajemnie, prze-