Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/123

Ta strona została uwierzytelniona.

Przyjęto więc xięcia na zimno; ale przywykłego do różnych wypadków, mało to obeszło. Niezważał ani na napuszenie się extra ordynaryjne gospodarza, ani na kwaśną minę saméj pani i położywszy kapelusz, przemówiwszy kilka słów do panny, jakby dla okazania celu swych odwiedzin; wziął się do śniadania.
Rozmowa przerwana, wiązać się zaczęła znowu powoli; chociaż Marszałek stracił był zupełnie zapał i przytomność umysłu.
Po żółtych rękawiczkach xięcia i fraku jego, domyślał się, przeczuwał krok stanowczy, niewiedział co począć — Odepchnąć xięcia niémiał siły — bo jak xięciu powiedziéć — Niechcemy Waszéj Xiążęcéj Mości, mimo jego mitry, suchości i uczoności nieporównanéj w grach towarzyskich — przyjąć także niémiał ochoty, bo mu serce szeptało, że Adelaida, która tak cudownie wyszywała poduszki, powinna była znaleść nietylko xięcia ale bogatego Xięcia, oceniającego jéj talent, wdzięki, piegi i posag. Widocznie więc Marszałek zbił się z tropu splątał, a że on był głową domu, za jego pomię-