Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/126

Ta strona została uwierzytelniona.

— Bardzo miły człowiek — siostrzeniec pański.
— W istocie, rzekł August poważnie, choć to mój najbliższy krewny (i przyszły dziedzic, pomyślał marszałek — eo ipso) — choć mi go niewypada chwalić, ale niepodobna się wstrzymać. Wyborny chłopiec, edukacją skończył za granicą, teraz sobie szczęśliwie używa życia i jest czego używać, dwadzieścia kika lat, majątek czysty i wcale niemały — Szczęśliwy chłopiec.
— A nawet przystojny, rzekł Marszałek z miną wielkiego wynalazcy.
— Podobny do matki, smutnie już i serjo, powiedział August.
— To rodzony siostrzeniec?
— Rodzony —
— Bardzo jestem wdzięczen, za — żeto jest — żeśmy tak miłą uczynili znajomość. I Marszałek się skłonił.
— A wracając do Xięcia, wracając do Xięcia, my jesteśmy starzy przyjaciele, chciéj mi poradzić — Nie domyślasz się; mówił Marszałek pragnący od razu za piérwszą wizytą wybadać Augusta — Jak mi radzisz? czy