Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom II.djvu/008

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nieskończenie bym był wdzięczen?
— Będzie to dalszy ciąg, obiadowéj obmowy.
— Wiele byś pan lat dał pułkownikowéj, na piérwszy rzut oka?
— Około trzydziestu.
Elle a passé la trentaine, wiém to bardzo dobrze. Przy świécach jednak wydaje się jeszcze świéżą. Ubiéra się młodziuchno wytwornie, modnie, ale jak pan widzisz nie smakownie. Perły, brylanty, kwiaty, pióra, koronki, wszystko ma na sobie, co tylko włożyć można.
Biédaczce chciałoby się wyswatać koniecznie i choć piérwsze małżeństwo, niebardzo się jéj udało, ma nadzieję, że jéj się drugie lepiéj poszczęści. — Widzisz pan tam tego grubego, z krzyżykiem u fraka, łysego męższczyznę, c’est son çi — devant mari. Rozwiedli się od lat kilku; oboje zarówno życzyli rozwodu; ona w nadziei czulszego małżonka, on w nadziei spokojniéjszéj, nie potrzebującéj tak pilnego oka żony. Miała potém