Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom II.djvu/057

Ta strona została uwierzytelniona.

— Panie Dobrodzieju — to między nami — niechaj będzie — słowo?
— Słowo —
— 150,000 — Niech pan zważy —
— Zważam.
— Jestem niemajętny, w dorobku, Pan Dobrodziéj nie weźmiesz mi za złe, jeśli zażądam porękawicznego —
— Dam je z ochotą — odrzekł August — akże wysoko je pan podnosisz —?
— Mam czworo dzieci, panie Dobrodzieju — człowiek musi o sobie pamiętać — kawałek chleba w pocie czoła zarabiać — WPan Dobrodziéj nie weźmiesz mi za złe, ja muszę wymagać 500 czerw. złotych — Niech tylko pan się zastanowi, niech pan niesłucha Regenta. — Process panie, to pijawka, co spokojność wysysa, lepiéj kończyć. Niechwaląc się, ja czynię co tylko mogę, przez szacunek dla niego i w chęci zgody —
— Porękawiczne dam chętnie, rzekł August — ale —
— Pan chcesz powiedziéć, że mało