Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom II.djvu/153

Ta strona została uwierzytelniona.

jemu iść na stróże do Cerkwi, bo Starosta krzyż do niego przyniósł.
Ledwie chwilę posiedziawszy na ławie wstał Sawka, pocałował żonę w czoło i odszedł; a wkrótce potém usłyszała siedząc przy okienku dzwonek cerkiewny zwiastujący nadejście warty. Sawka tam na mrozie, w nocy, na smętarzu, opodal od niéj, stać miał do białego rana.
Takie to były piérwsze, takie były i dalsze miesiące i lata pożycia. Gdzie im nacieszyć się sobą, gdzie im rozmiłować się w sobie, alboż jest wolna chwila dla chłopka? Cały rok dla niego, rokiem pracy, która jak koło się toczy, zmienia, odnawia, a nigdy nie ustaje. Ledwie kilka chwil uroczystych w roku, chwil, które wieśniak winien swojéj wiary przepisom, zajaśnieją mu spokojem jak gwiazdy, co przepłyną przez chmurne niebo i znikną.
Wiosna, wiosna — obudził się skowronek, ciągną żórawie, nadleciał przyjaciel bocian, wiérzby puszczają, puszą się łozy, pęka brzezina, zielenieje trawa nad brzegami strumieni —