Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom II.djvu/174

Ta strona została uwierzytelniona.

Hrabina westchnęła.
— Pan sam sobie wierzysz, powiedziała — chcę myśléć, że się sam oszukujesz i niechciałbyś uwodzić biédnéj, bardzo biédnéj kobiéty. Na co by ci się przydało? To pewna, że się sam uwodzisz — Spójrz na siebie i na mnie i powiédz mi, możeż trwać miłość nasza.
— Do śmierci! rzekł Staś —
— Jak dla mnie to i to nie długo — smutnie odpowiedziała Hrabina. Mnie już i do niéj niedaleko może.
Staś porwał się z krzesełka.
— A! pani, zawołał — przedemną przynajmniéj nie mów tego — to nadto boli — Widzę, znałaś innych ludzi, inne przywiązania na waszym świecie, nie podobne mojemu, przywiązania zalotników, co się zaprzęgali do twego wozu przez próżność, aby się pochełpić tobą — Moja miłość inna wcale, ona dla serca i w sercu jest tylko — Z tamtemi można było mówić, jak mówisz ze mną, mnie to serce zakrwawia.
— Biédny chłopiec! szepnęła Hrabina. Miałżebyś kochać mnie doprawdy, kochać szczé-