Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/092

Ta strona została uwierzytelniona.

Jeśli moje zezwolenie na to potrzebne — ja go nie dam, ja się oprę, ja niechcę — ja się wszystkiego wyrzékam.
— Ho! i serjo tak? namyśliłaś się —
— Stanowczo, Edwardzie — bądźmy ubodzy, upadnijmy ale poczciwi —
— Ech! co bo to ty, w tę poczciwość tak wierzysz!
Julja odstąpiła od niego krokiem i spójrzała mu w oczy, niedowierzając uszom.
— A z resztą, rzekł Hrabia, daje ci czas do namyślenia papiéry dopiéro jutro będą gotowe — Uprzedzam cię że musisz dać podpis —
— Jakto muszę? jest że siła, co by mnie do tego zmusić mogła? I spójrzała na Hrabiego, który dmuchając obojętnie w cybuk, wychodził za drzwi —
Została sama i rzuciła się w krzesło bez sił, obłąkana prawie — myśli poplątały się, zdawało jéj się, że marzy tylko i sen jakiś okropny ją dręczy; — nie wierzyła tak strasznéj rzeczywistości, pojąć jéj nie mogła — Napróżno szukała w głowie swéj rady, środka, sposobu, twarz jéj płoniła się