Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom III.djvu/165

Ta strona została uwierzytelniona.

spoglądali ciekawością, upodobaniem. Dopóki bawiła Prezesowa z siostrzenicą w Kijowie, póty i Staś z Augustem, co dnia się wybiérając, przesiadywali. August poklaskiwał swojemu wynalazkowi i patrzając na postępy miłości, winszował ich sobie —; a gdy Stanisław rano jechał w miejsca gdzie się spodziéwał ją spotkać, gdy wieczorem pędził się do domów w których być miała, wuj zaciérał ręce w milczeniu i ciągle sobie powtarzał z uśmiéchem — Similia similibus — Myślał on, że całkiem wykurował Stasia, z jego szalonéj miłości dla Julij — Ale nie — uczynił go tylko podwójnie nieszczęśliwym. W jego sercu poczęła się walka wewnętrzna; dawna miłość głębiéj w duszy zaryta, odzywała się pod ciężarem naciskającéj ją nowéj miłości — Ile razy wspomniał Julją, wyobraził ją sobie nieszczęśliwą, we łzach, opuszczoną, w rozpaczy, tyle razy powtarzał z silną wolą — Ja ją kocham, ja jéj nie porzucę. A gdy przed myślą jego stanęła idealna postać Natalij, strojnéj w życie, wyobraźnią, dowcip, naukę, uczucie i wdzięki tyle mogące na serce człowieka, ile razy był przy niéj, myślał