Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom IV.djvu/006

Ta strona została uwierzytelniona.

jednak Stanisław; August ciągle znalazł o czém mu opowiadać, czém go zajęć i zabawić. Troskliwy jak matka, patrzał mu w oczy i gdy w nich widział oznakę większego smutku, niepokoju, starał się być weselszym, aby nie dać wkorzenić się na młodym umyśle, temu nienaturalnemu usposobieniu, do widzenia świata w czarnéj zawsze szacie, zwalanéj krwią i błotem.
— Mój Stasiu, mówił mu — gdyś do mnie przyjechał, byłeś żywy, roztrzepany, wesoły i z tém ci tak było dobrze, tak naturalnie, jak kwiatkom z ich wonią i barwami. Teraz wypoważniałeś i zesmutniałeś mi bardzo — Wiém tego przyczynę, ale przypomnij sobie, czylim ci nieprzepowiadał tego, gdyś tak zapalczywie pożądając miłości, otworzył serce dla piérwszéj spotkanéj kobiéty, gdyś uczynił wybór ze wszech miar niestosowny i niebezpieczny? To była rzecz przewidziana i wyrachowana z góry — Bądź odważny, teraz, jak byłeś odważnym, gdyś się wplątał w te nieszczęsne stosunki z Julją.
— Łatwo powiedziéć, bądź odważny — rzekł Staś, ale na mojém miejscu wuju.