Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 024.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ściągnąć miało to postępowanie, które ludzie sobie inaczéj tłumaczyć mogli.
W istocie wszystek tłum, który rachował na stypę, ucztę i przyjęcie, zawiedziony w nadziei, począł szemrać, że syn mszcząc się na ojcu, jak psa go po cichu rzucił gdzieś w dół, nie uczyniwszy ofiary i nie sprawiwszy tryzny.
Od czeladzi dworskiéj począwszy szemrali wszyscy, na Własta patrząc mściwie, a przyjaciele starego Lubonia odwracali się od niego, znać go niechcąc i odgrażając się.
Część téj niechęci spadła nawet na Jarmierza, który Włastowi był posłusznym i okazywał mu uszanowanie.
Nazajutrz po cichym pogrzebie tym, pusto i smutno było na dworze w Krasnéjgórze... Jarmierz chodził z głową zwieszoną i źle jakoś wróżył o przyszłości... Czeladź wprawdzie musiała być posłuszną, lecz posępnemi oczyma patrzała na nowego pana, którego między sobą palcami jako zdrajcę i odstępcę wskazywali. Nie strwożyło to Własta, który postanowił w miejscu pozostać, i nie bardzo się tając z wiarą nową, starać się o jéj rozszerzenie.