Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Lubonie tom II 176.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Wolińcy byli na głowę pobici, poszli w rozsypkę i mnogim trupem usłali pobojowisko, najniebezpieczniejszy z nieprzyjaciół, Wigman, nie żył.
Mieszko wszedł spojrzéć tylko na trupa, zmierzył oczyma tę dumną, nawet w chwili zgonu postać i nie rzekłszy słowa, chatę opuścił, nakazując pogrzeb przystojny nieprzyjacielowi.
Wkrótce około zagrody zbierać się zaczęły rozproszone oddziały, które przez całą noc ścigały uchodzących. Ziemko i Hłaska polegli oba, zwycięztwo było zupełne i na długo trwogą napełnić mogło nad-odrzańców.
Czesi i polany zebrali się tu znowu, znosząc łupy i obliczając swe straty, które bardzo szczupłe były. Zdobyczy nie wzięto wielkiéj, oprócz silnego niewolnika a niewiele wartego uzbrojenia.
Tu odpocząwszy nieco kneź zdał dowództwo Sydbórowi, napowrót ciągnąć mu każąc do Poznania, a sam w kilkanaście koni tylko puścił się przodem, zabrawszy z sobą Wigmanów miecz, jako zwycięztwa swojego pamiątkę.
Tak skończył niespokojny ów warchoł, który z Geronem razem napadał naprzód polan, potém na nich wiódł wolińców, wojował za cesarza i przeciw niemu, ze słowiany i na słowian... i nigdzie nie znalazłszy spokoju, musiał umrzeć, aby przestać mącić go drugim.
Naprzeciw zagrody słowiańskiéj usypano mo-