Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 2.djvu/160

Ta strona została uwierzytelniona.

Rosną razem oboje — smucą się i śmieją —
Razem dziatki chowają, starzejąc oboje
Straciwszy młodość, jeszcze cieszą się nadzieją,
Że w dzieciach ujrzą dawne, młode lata swoje —
U was — żony biorą nie sercem — rękami.
Was żeni Król lub druhy — ale cóż wam potém?
Rozprzęgają się serca — ich nikt nie omami,
Rozkazem ani radą, groźbą ani złotem.
Biédni z waszą wielkością — o! ileż to razy —
Myślałem o was na grobach smętarza —
Ten, co pół świata burzył głupiemi rozkazy —
Tu, gnije zapomniany — pan — obok nędzarza!
Słyszałem, że wam, duma i jakaś chęć sławy,
Połowę życia zjada w cierpieniach i trudzie,
Dla nich się najgorszemi nie brzydzicie sprawy —
Sława? cóż to jest sława? — powiedźcie mi ludzie?


Dymitr.

Przeklęta! o przeklęta! I ja w życiu całém,
Jéj krwią moją i mieczem i piersią szukałem,
I jam był dumny kiedyś z rodu i nazwiska —
Dziś czém jestem? — czém jestem? — wygnańcem, tułaczem.
Zdaleka — czuje nędzę, a śmierć widzę z bliska —
Wiem dla czego się rodząc świat witamy płaczem.
O! wy stokroć szczęśliwsi — jakbyście nie żyli —