Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 2.djvu/171

Ta strona została uwierzytelniona.

Boję się tylko dziecka — bo cóś głośno dyszy —
A to rzecz bardzo tajna —


Grabarz.

Żona drzymie sobie
Dziecko śpi, mów po cichu —


Kasper.

Dobrze! tak też zrobię

(oglądając się odprowadza Grabarza naprzód izby).

Dziś rano kiedym smutny wracał po pogrzebie.
Przypomniałem, żem kogoś widział tu u ciebie.
Stał tam we drzwiach — twarz skrywał — a patrzał zdaleka —
Oczy miał jak u kota, a jak nóż spójrzenie!
Drżałem patrząc na niego. Gdym wracał do domu
Napadło mnie od płaczu niezmierne pragnienie,
Zaszedłem się też napić — to nie grzech nikomu —
Piłem więc — a w koło mnie jacyś towarzysze —
Obcy — polacy pono — gadali cóś z cicha,
Lecz że ja bardzo dobrze choć zdaleka słyszę,
Słuchałem, zaglądając niby do kielicha —
I słyszałem — słyszałem ciekawą rozmowę —
Oni tu z jakimś panem podobno przybyli,
Mają tu kogoś zabić i na czyjąś głowę,
Bardzo mądrze i czule i pięknie radzili —