Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/122

Ta strona została uwierzytelniona.

wianie z Jaśkiem z Tęczyna, wśród których męzka piękność młodzieńcza Spytka z Mielsztyna wszystkich oczy zwracała. Był może nadto piękny i świeży na krakowskiego wojewodę, ale godność tę nosić umiał jak przystało.
Na oko zaraz dwa obozy wielko i małopolski niezmiernie się różniły od siebie.
Ze strony Wielkopolan, wpośród Nałęczów, z pewną dumą stał Lepiecha w swym starym kożuchu, podwiązanym ręcznikiem białym, który od dawna czystym nazwać się nie mógł. Strzępki około niego wisiały...
Z twarzy jego mówiła buta starego ojczyca tej ziemi, który nic obcego nie znosi, choćby mu złotem kapało.
Za nim, mniej więcej dostatnio, ale ze staroświecka i bez blasku a wytworności, występowali poważni Wielkopolanie, twarze ogorzałe, ręce namulane, poorane czoła... Kordów wiele na sznurkach prostych, ale dłonie do nich potężne...
Zastęp Krakowian senatorską miał powagę i stroje. Tu narodowy strój mięszał się z dodatkami cudzoziemskiemi. Niektórych szaty były polskie, ale tkaniny wschodnie, włoskie, flamskie, lub francuzkie.
Więcej tu było widać ogłady i dostatku. Spytek z Mielsztyna nawykły występować wytwornie na dworze Elżbiety, świecił od złota,